Szanowny użytkowniku,
informujemy, że nasza strona nie jest obsługiwana przez starsze typy przeglądarek internetowych. Rekomendujemy skorzystanie z:

  • Chrome w wersji 60 lub nowszej
  • Firefox w wersji 60
  • iOS w wersji 12
  • Safari w wersji 12
  • Microsoft Edge

Jeden z najmłodszych kierowników pociągu PKP Intercity w Polsce

Aktualizacja: 2025-11-04, 12:41 (2)
Opublikowano: 2025-11-04, 12:25

Przemysław Podracki ma 22 lata. Do naszej Spółki trafił dwa lata temu, obecnie jest kierownikiem pociągu w Sekcji Handlowej w Przemyślu, w gnieździe konduktorskim Rzeszów. O swojej pracy opowiada Katarzynie Matusz.

Jak wyglądała Pana droga na kolej?

Na początku moje plany były takie, żeby uczyć się w technikum transportowym w Lublinie. Bardzo interesowały mnie tematy komunikacji miejskiej i skomunikowania, rozkładów jazdy, taboru. Fascynowało mnie, jak to wszystko funkcjonuje. Miałem wtedy 15-16 lat, w tym wieku trudno mi było oderwać się od rodziny. Zarówno autobusy, jak i pociągi to branża transportowa, ostatecznie wybrałem jednak to drugie. Cieszę się, bo na kolei są możliwości dokształcania się i rozwoju.

Swoje kroki skierował Pan do Zespołu Szkół Kształcenia Ustawicznego.

Tak, zaczęło się od szkoły kolejowej w Rzeszowie, dawnej „Kolejówki”. Gdy przeszła reformę, otworzono w niej kierunek: technik transportu kolejowego. Pierwotnie miałem zamysł, żeby zostać dyżurnym ruchu, i ten pomysł dalej mam z tyłu głowy, ale jednak znam siebie na tyle, aby wiedzieć, że nie mógłbym usiedzieć w miejscu. Im bardziej się zbliżałem do końca edukacji, tym mocniejsze miałem przekonanie, że bycie dyżurnym nie jest dla mnie. I wtedy pojawiła się możliwość ubiegania się o stypendium od PKP Intercity. Zdecydowałem się spróbować, ponieważ czułem, że fajnie byłoby zostać konduktorem.

Stypendium to… przepustka do kariery?

To taka forma upewnienia się, że w ramach własnej ścieżki kariery idzie się w dobrym kierunku. To związanie się z pracodawcą – umowa, z której wynikają zarówno prawa, jak i obowiązki. To też nie lada gratka dla miłośników kolei, którzy kupują bilet sieciowy za 300 zł i jeżdżą po całej Polsce. Pierwszy rok w technikum jest najtrudniejszy, większość osób w mojej klasie była spoza środowiska kolejowego. Poznałem tam jedną koleżankę – Darię, z którą dziś pracuję w PKP Intercity. Nie mogę tu nie wspomnieć również o pani Ewie Moc z Zespołu Zarządzania Zasobami Ludzkimi z Centrali Spółki, która mocno mnie wspierała w całym procesie kształcenia, a także o pani Beacie Jandzie – ekspertce z Zakładu Południowego, wtedy jeszcze instruktorce handlowej. Przez trzy lata, gdy miałem stypendium, były bardzo zaangażowane i robiły dużo „ponad program”. Ten czas dał mi możliwość zapoznania się z branżą, pani Ewa załatwiła nam, stypendystom, udział w targach TRAKO, gdzie można było poznać spółki kolejowe, zobaczyć lokomotywy, mówiąc krótko: zbliżyć się do kolei. Jest też dużo mniejszych przedsięwzięć, są konkursy wiedzy o kolei, w których można wziąć udział, warto również szukać informacji w Intranecie.

I tak się zaczęło, a co było dalej?

Minęły cztery lata, na ostatnim roku byliśmy razem z koleżanką informatorami mobilnymi w Zakopanem, to była dobra próba przed pracą. Później przepracowałem rok jako konduktor, jeździłem ze świetnymi kierownikami – przede wszystkim z Natalią i Brygidą, i zdobywałem doświadczenie. Aż pewnego dnia zadzwoniła pani naczelnik z informacją, że jest potrzebny kierownik… I w ten sposób otrzymałem angaż. 17 grudnia zdałem wymagany egzamin i wkrótce minie już rok, odkąd pracuję na tym stanowisku. Chwalę je sobie, a pasażerowie chwalą mnie, choć czasami – gdy się chce coś od kogoś wyegzekwować – bywa, że nie jest miło.

Co pasażerowie powinni wiedzieć o Pana pracy i związanych z nią zadaniach?

Przede wszystkim powinni patrzeć na to, co klikają. Często słyszę: „Nie doczytałam”, „Szybko kupowałam”. Na biletach zdarzają się błędy i chciałbym, żeby podróżni mieli dla nas trochę więcej wyrozumiałości. Gdy pasażerka mówi, że zapłaciła za bilet, to ja wiem, że tak jest, ale zdarza się, że konieczna jest dopłata czy wymiana biletu, bo jest on niezgodny z postanowieniami regulaminu. My nie robimy niczego specjalnie, by komuś dopiec, tylko wypełniamy nasze obowiązki.

Co Pan lubi w tej pracy?

Ruch i ludzi. Codziennie przewozimy setki pasażerów, każdy człowiek jest inny, ma własną historię, odmienne podejście do wielu spraw. Są tacy, którzy jeżdżą bardzo często i już ich rozpoznaję. Zwłaszcza na odcinku Lublin – Warszawa w pociągu „Górski” jest bardzo dużo osób, które codziennie dojeżdżają do pracy.

Jakie sytuacje, zdarzenia najbardziej zapadają w pamięć?

Bardzo często zagaduję pasażerów, szczególnie seniorów, z którymi chętnie sobie żartuję. Nasi podróżni cenią poczucie humoru i mówią, że lubią ze mną jeździć. Sytuacje mniej miłe to na przykład cztery godziny postoju pod Lublinem, kiedy urządzenia sterowania ruchem uległy awarii. Towarzyszył temu duży stres, bo podróżni mieli połączenia na lotniska, przesiadali się do innych pociągów, a my staliśmy w polu, w odległości trzech minut od dworca głównego.

O czym trzeba w takiej sytuacji pamiętać?

Najważniejsze są spokój, uśmiech i opanowanie. Nie mogę sobie pozwolić na pokazanie tego, że stresuję się daną sytuacją. Pasażerowie są zdenerwowani i nie ma się im co dziwić, trzeba wykonywać swoje zadania i informować ich na bieżąco. Wtedy emocje opadają i bywa, że niektórzy zaczynają opowiadać o sobie. Pamiętam starsze małżeństwo, które leciało do Chin. Próbowałem załatwić tym osobom transport innymi sposobami, ale niestety nie tylko nasz pociąg stał wtedy w korku. Mnie się nie udało, ale oni szczęśliwie przebukowali swoje bilety na inny dzień.

W jaki sposób lubi Pan spędzać czas po pracy?

Zdaję raport kolejnej drużynie, zamykam drzwi, wracam do domu, odpalam komputer i włączam… symulator maszynisty. [śmiech] Lubię wyjeżdżać, głównie do krajów niemieckojęzycznych, fascynuje mnie ich kultura, język, funkcjonowanie kolei austriackich i niemieckich. Jak tylko jest okazja, to udaję się właśnie w tym kierunku. Na bieżąco śledzę też informacje kolejowe, nowinki techniczne, jestem miłośnikiem kolei.

Czym charakteryzuje się miłośnik kolei?

To określenie powinno dotyczyć osób, które coś o kolei wiedzą i potrafią tę wiedzę wykorzystać w praktyce. Nie chodzi tylko o robienie zdjęć, choć niektóre wychodzą naprawdę ładne. Miłośnicy mają świadomość tego, jak zachować bezpieczeństwo w obszarze kolejowym, nie wchodzą na tory, jeżeli nie mają zezwoleń, uważają na przejazdach, a ci z nich, którzy są kierowcami, są o wiele bardziej uważnymi użytkownikami dróg. Znają niebezpieczeństwa.

Jakie są Pana plany zawodowe?

Chciałbym zostać instruktorem handlowym. Myślę, że jestem w tym dość mocny, słyszę od wielu osób, że umiem przekazać to, co wiem.