Szanowny użytkowniku,
informujemy, że nasza strona nie jest obsługiwana przez starsze typy przeglądarek internetowych. Rekomendujemy skorzystanie z:

  • Chrome w wersji 60 lub nowszej
  • Firefox w wersji 60
  • iOS w wersji 12
  • Safari w wersji 12
  • Microsoft Edge

Kasjerka PKP Intercity. W tej pracy liczy się empatia i odporność na stres

Opublikowano: 2025-07-15, 12:17

Z wykształcenia ekonomistka. Zawsze uśmiechnięta, ujmuje swoim sposobem bycia, serdecznością i otwartością. Wybierając drogę kariery zawodowej, złożyła papiery do banku i na kolej. I to właśnie kolej ją wybrała - Halina Tarasiewicz swoim zaangażowaniem już od przeszło dwóch dekad wspiera sekcję białostocką. Rozmawia Katarzyna Matusz.

- Pani Halina jest wspaniałą osobą, wesołą, ambitną. Ma duże doświadczenie i wiedzę, którą potrafi przekazać innym kasjerkom, by te zrozumiały zawiłości przepisów krajowych i międzynarodowych. Umie także rozmawiać z pasażerami, jest otwarta na pomoc innym - mówi Krzysztof Wiliński, przełożony kasjerki.

Pracuje Pani w kasach biletowych, odkąd w Białymstoku się one pojawiły. Co się zmieniło na przestrzeni tych 21 lat?

Były tu dwie kasy, nas było osiem i wszystkie obejmował równoważny system czasu pracy. Bardzo chwaliłyśmy sobie naszą pracę, zresztą tak jest do dziś. A zmieniło się bardzo dużo - i to na plus. Kiedy zaczynałyśmy, musiałyśmy ręcznie zaznaczać, czy bilet został opłacony kartą, czy gotówką. Obecnie tylko klikam w systemie. Nie ma tej papierologii, stert dokumentów wysyłanych potem w kopertach - reklamacje przyjmujemy przez system. Dziś nie ma też problemu ze zwrotami biletów. Dawniej jeśli pasażer miał bilet miesięczny, ale z jakiegoś powodu chciał z niego zrezygnować, to trzeba było liczyć na piechotę m.in. to, ile czasu już wykorzystał. Kiedyś trzeba też było osobno wystawiać bilet i rezerwację na jedną, drugą czy trzecią przesiadkę, dziś to wszystko wygląda inaczej, procesy się usprawniły.

A jeśli chodzi o Pani system pracy, czy w nim też pojawiły się zmiany?

W kasach biletowych pracujemy na ósemki, rano lub popołudniem oraz po dwanaście godzin. Każdego miesiąca grafik jest inny, są ranki, popołudnia, a każda kasa jest otwarta w innych godzinach. I nie może być tak, że jedna osoba będzie codziennie przychodziła na godz. 4.15, a inna na godz. 7, musi być rotacja. 

Tutaj z kolei, w biurze, zastępuje Pani swoją koleżankę.

Często tu pracuję i muszę powiedzieć, że system ośmiogodzinny mi nie pasuje. Gdy rozpoczynałam swoją pracę w kasach, siedziałam w nich dzień i noc, potem miałam dwa dni wolnego i znowu wracałam do pracy. Przyzwyczaiłam się do tego i teraz, kiedy czasem pracuję w innym trybie, to w domu nie umiem się pozbierać. Wracam przed godz. 16 i  dziwne jest dla mnie to, że muszę zrobić obiad. (śmiech)

Co jest potrzebne na Pani stanowisku pracy?

Trzeba walczyć z tym, żeby stres nas nie zjadł. Być stonowanym, bo każdy podróżny jest inny i nie wiesz, co cię czeka. Chodzi mi o sytuacje, w których zdarza się jakieś opóźnienie - czy to sam pasażer się spóźnił i nie znalazł peronu, czy zwierzyna wpadła pod pociąg, czy ze względu na utrudnienia takie jak remonty podróżny nie wsiadł do właściwego pociągu. Gdy pasażerowie przychodzą wtedy do nas, jest nam ich żal, trzeba zachować spokój i być bardzo empatycznym, by się uspokoili i odnaleźli w tej niekomfortowej dla nich sytuacji.

Czego pasażerowie nie wiedzą o Pani pracy?

Wielu rzeczy. Pasażer podchodzi do okienka i zamawia bilet. Wtedy ja korzystam z różnych programów, żeby znaleźć mu najlepsze połączenie, sprawdzam numery pociągów. Muszę zapytać podróżnego, czym płaci - kartą czy gotówką, tłumaczę, odpowiadam na pytania, w tzw. międzyczasie dopytuję, czy chce wagon przedziałowy, czy bez przedziałów, miejsce przy oknie czy od strony korytarza. Wystawiam bilet i po raz kolejny słyszę: „Czy pociąg się spóźni?”, „Czy wyjeżdża z Białegostoku?”, „Czy będzie o czasie, czy nie?”. Czasami jest jeszcze mnóstwo innych dodatkowych pytań, które mogą spowodować moje rozkojarzenie. Bywa też, że pasażer się pomyli i trzeba anulować wystawione bilety, zacząć pracę od początku. A wtedy inni podróżni, którzy już oczekują na swoją kolej przy okienku, bardzo się denerwują.

A co chciałaby Pani, żeby podróżny wiedział?

Chciałabym, żeby wiedział, czego chce, że chce np. dojechać do Krakowa. Żebym nie musiała go wypytywać o to, czy na przesiadkę wystarczy mu dziesięć minut, czy potrzebuje godziny. On się zastanawia i pyta mnie: „Jak pani uważa?”, a ja się przesiadam w ciągu pięciu minut. Wszystko zależy od tego, jak ktoś się na danym dworcu odnajduje, czy umie słuchać nadawanych komunikatów, czy nie.

Dlaczego warto się zdecydować na pracę w naszej firmie?

Praca tutaj jest stabilna. A jeśli ktoś lubi kontakt z ludźmi, to ma go do woli. Pracownik nie musi się obawiać, że zostanie zwolniony, a w naszym regionie niełatwo znaleźć zatrudnienie.

Jakie są Pani marzenia?

Zawodowe jest takie, żeby było dalej tak, jak jest. Dobrze mi się pracuje, zarówno moi zwierzchnicy, jak i współpracownicy są fajni. Dla mnie to bardzo duży plus. Atmosfera jest naprawdę miła. A prywatnie chciałabym być w pełni zdrowa, doczekać emerytury, żebym mogła się nią nacieszyć. Zostało mi jakieś pięć, sześć lat pracy i pewnie po jej zakończeniu będę podróżować. Dużo jeździłam do Włoch i na emeryturze chętnie będę się tam wybierała.