Szanowny użytkowniku,
informujemy, że nasza strona nie jest obsługiwana przez starsze typy przeglądarek internetowych. Rekomendujemy skorzystanie z:

  • Chrome w wersji 60 lub nowszej
  • Firefox w wersji 60
  • iOS w wersji 12
  • Safari w wersji 12
  • Microsoft Edge

Podróż, która zaczyna się w Tobie

Każda podróż zaczyna się w Tobie - nagrodzone prace konkursowe

Zapoznaj się z pracami konkursowymi naszych laureatów. To one wyróżniały się na tle zgłoszonych prac i spodobały nam się najbardziej.

I miejsce

Esej: „Dlaczego chcę wyruszyć w tę podróż?”

Marek Kamiński jest dla mnie kimś więcej niż znanym podróżnikiem – to autorytet, którego słowa i czyny odcisnęły trwały ślad w moim sposobie myślenia o świecie i o sobie samym. Dwa lata temu przeczytałem jego książkę Moje bieguny, w której opowiada nie tylko o ekstremalnych wyprawach na oba bieguny Ziemi, ale również o tej najważniejszej, wewnętrznej podróży do Santiago de Compostela, nazwanej przez niego „Trzecim Biegunem”. Była to dla niego przestrzeń duchowa, którą można odkryć jedynie przez odwagę zmierzenia się ze sobą samym. Od tamtej pory marzę, by kiedyś sam podjąć podobną drogę, śladami jego refleksji, odwagi i wewnętrznej przemiany.

Choć moja wyprawa nie będzie pieszą pielgrzymką, a podróżą pociągiem, jej istota pozostaje niezmienna, jest nią potrzeba odkrywania siebie. Wyruszam z Gdańska, rodzinnego miasta Marka Kamińskiego i miasta z którym jestem związany na co dzień. Santiago de Compostela, będące celem wyprawy, to symboliczny koniec Europy i zarazem początek nowego etapu dla tysięcy ludzi, którzy tam pielgrzymują. Ostatnie miesiące były dla mnie okresem dużych zmian. Pół roku temu zakończył się ważny dla mnie związek. Od tego czasu więcej czasu spędzam sam rozmyślając o przyszłości, o sensie życia, o Bogu, o tym, dokąd zmierzam. Coraz częściej czuję, że potrzebuję wyruszyć w drogę, która nie tylko pozwoli mi oderwać się od codzienności, ale przede wszystkim ugruntuje mnie wewnętrznie. Ta podróż to dla mnie szansa na budowanie odporności psychicznej, nie poprzez siłę fizyczną, ale przez świadome przeżycie chwili, konfrontację z własnymi myślami, lękami, pytaniami bez odpowiedzi. Chcę, tak jak Kamiński, spojrzeć na życie z innej perspektywy. Pociąg, z racji swojej rytmiczności i tempa, doskonale sprzyja takiej refleksji, pozwala być w drodze, ale jednocześnie zatrzymać się w sobie. Wierzę, że ta wyprawa, choć krótsza i prostsza niż ta opisana w książce może być dla mnie początkiem ważnej zmiany. Nie szukam spektakularnych przygód. Szukam spokoju, wewnętrznej ciszy i duchowej odporności, która pozwoli mi lepiej zrozumieć siebie i świat. A może przede wszystkim po prostu być.

Mikrowyprawa: „Moja mikrowyprawa na wzgórze w Covilhii”

Moją mikrowyprawę odbyłem na jedno z pobliskich wzgórz otaczających Covilhe – niewielkie miasteczko w środkowej Portugalii, gdzie aktualnie przebywam na Erasmusie. To wyjątkowy czas, pełen nowych ludzi, języków, kultur, inspiracji i wyzwań. Przyjechałem tutaj sam i jestem jedynym studentem z Polski. Choć poznałem wiele fantastycznych osób z różnych stron świata, to coraz częściej zauważam, jak ważna jest dla mnie samotność, chwila wyciszenia w świecie, który nieustannie pędzi i krzyczy. Wyruszyłem na wzgórze bez większego planu, z potrzeby pobycia sam na sam ze sobą. Im wyżej szedłem, tym cichsze stawało się miasto, a moje myśli spokojniejsze. Gdy dotarłem na szczyt, zastał mnie rozległy widok na dolinę, czerwone dachy Covilhi i pasmo górskie Serra da Estrela. Pomyślałem wtedy, jak bardzo potrzebujemy czasem zatrzymać się w biegu i spojrzeć na swoje życie z dystansu, z wysoka, jak na to miasto. Tęsknię za Polską, za rodziną i bliskimi, ale ten moment samotności przypomniał mi, że jestem w drodze nie tylko w sensie geograficznym, ale i wewnętrznym. Że każda podróż ta duża i ta mała jest okazją do zrozumienia czegoś więcej o sobie.

Plan podróży

II miejsce

Esej: „Cisza ma zapach Alp i brzmienie torów”

Podróż na trzy tysiące kilometrów ma wiele cech. Z każdą przesiadką zmienia się nie tylko pociąg, ale i całe nasze otoczenie. Cel pozostaje ten sam – dokładnie wiemy, dokąd jedziemy. Ale sposób, w jaki to osiągamy – nawet jadąc tą samą trasą – może być odczuwany zupełnie inaczej. Świat podczas takiej podróży ciągle się zmienia – wydaje się ogromny, do momentu gdy ta sama osoba, która jechała z nami na początku trasy, spotykana jest przez nas trzy pociągi dalej.

Pociąg jest wyjątkowym środkiem transportu. Tutaj nie musimy być maszynistą, by decydować o celu podróży. To my mamy moc sprawczą – wystarczy się przesiąść, by całkowicie odmienić bieg wydarzeń. Wycieczka pociągiem to także radość z samej jazdy. Duże okna i malownicze trasy pozwalają cieszyć się widokiem i spokojem. Możemy zanurzyć się we własnych myślach, a za oknami migają kolejne krajobrazy i miasta. Dostrzegamy różnice i podobieństwa. Zafascynowani, chcemy zapamiętać i poczuć jak najwięcej.

Podróż to również przełamywanie barier. Jest wolność, ale i odpowiedzialność. Jeśli chcemy się trzymać naszego planu, to na nas spoczywa zobowiązanie koordynowania wszystkich zmieniających się warunków. To my musimy się przesiąść, odnaleźć na nowym, nieznanym dworcu czy stacji – w obcym środowisku. Zmieniające się języki i kraje oznajmiają, że kolejna bariera została przekroczona. Podróż biegnie, a my wprawiamy się w tych wszystkich zmianach, oceniamy, czy planowaliśmy dobrze. Dworce przestają być obce, a pociągi nabierają wręcz własnego charakteru. Środowisko przestaje być czymś nieznanym, bo mimo że nie było to pisanym celem tej podróży, udaje nam się z nim oswoić. Staje się nasze – nie jako władana przez nas przestrzeń, ale jako bliskie, znajome.

Podczas takiej podróży możemy sami siebie zadziwić. Nieraz ktoś prosi o radę czy pomoc. Zagubiona osoba wyławia właśnie nas z tłumu – z jakiegoś powodu uważając, że to my będziemy w stanie odpowiedzieć. Reagujemy. Pasażer z uśmiechem dziękuje, a my zastanawiamy się, jak to się stało, że w jednej chwili potrafiliśmy – zanurzeni we własnym świecie – przejść w tryb działania. Jeszcze nieraz zaskoczymy samych siebie.

Na początku każdy pociąg może wydawać się taki sam – albo przynajmniej podobny. Z każdym odcinkiem podróży widzimy jednak, że każdy z nich jest inny i ma też często inną funkcję. Zauważamy na przykład, że jednym pociągiem ludzie zwykle dojeżdżają do pracy, następny zaś jest typowym składem turystycznym. Jeden ma aż dwadzieścia cztery wagony, inny zaledwie cztery. Nawet dworce zdają się mieć swoje osobowości – od małych stacyjek z jedną ławką, po ogromne węzły z trzema poziomami, które początkowo wydają się labiryntem. Z każdym kolejnym dniem i nowym wyzwaniem wracamy na dworce i nasze miejsca w wagonach, jak do czegoś znajomego i kojącego. Dźwięk nadjeżdżającego pociągu to znak, że nasze planowanie ma sens, a kolejny odcinek właśnie się zaczyna.

Mikrowyprawa: „Pnąc się w górę – krótka wyprawa na Magurkę Wilkowicką”

Początek wycieczki. Dobór tempa zdecyduje, czy będzie to wyzwanie kondycyjne, czy długi spacer po górskim terenie. Wybrać drogę asfaltową czy ścieżkę przez las? Tutaj nawet szlak zdaje się zmieniać zdanie. Raz idzie wzdłuż drogi, kiedy indziej ścieli swoją ścieżkę między drzewami. Tyle razy przebyta w życiu trasa za każdym razem ma w sobie coś innego.

Zmieniają się również odczucia pojawiające się podczas takiej wycieczki. Na dłuższą chwilę da się zapomnieć o potrzebie bycia ciągle dostępnym, ciągle na bieżąco. Telefon odłożony do kieszeni zdaje się nie wołać tak często o uwagę. Pojawia się poczucie, że wycieczka ta mogłaby równie dobrze być umieszczona dwadzieścia lat wcześniej na osi czasu. Drzewa, które już niejedno widziały wydają się szumieć niezmiennie, dokładnie tak samo jak w minionych czasach. Powraca spokój. Pojawia się niekoniecznie z powodu oddalenia od ludzi, ale może raczej przez znalezienie siebie w ciszy.

Wchodząc pod górę człowiek w pierwszych chwilach może żałować podjęcia drogi. Przyzwyczajony do innego rodzaju rutyny organizm zdaje się protestować na nawet taki wysiłek. Kusi myśl, aby zawrócić i odpocząć w sobie znanym, stałym otoczeniu. Pojawia się jednak myśl, że każdy krok – niezależnie od wszystkiego – zbliża do szczytu. Pierwotne obiekcje powoli zdają się znikać.

Spacer przekształca się powoli w rozmowę sam na sam ze sobą. Chwilowe oddalenie od codzienności pozwala spojrzeć na emocje inaczej. Łatwiej przychodzi akceptacja własnych nerwów i zniecierpliwienia.

Każdy spokojny krok zbliża do wejścia na szczyt. To jest ten cel ustalony, oficjalny. Po drodze jednak okazuje się, że spokojne dążenie w górę również zmieniło coś w środku. Niejako przy okazji spaceru wręcz niezauważenie zostały uporządkowane myśli. Doświadczenie wędrówki próbuje jak najlepiej zapisać się w pamięci, by kusić wizją powtórzenia go. Może w innym miejscu, z innym szczytem, ale w tym samym duchu.

Plan podróży

III miejsce

Esej: „Andante ma non troppo”

Jest czerwiec. Późne lata 2000. Duszna aula, ja przy fortepianie, tak zdeterminowana, by dostać najwyższą liczbę punktów na egzaminie końcowym. Losuję karteczkę i mam do zagrania jedną z wielu gam koła kwintowego. Gram kilka fałszywych dźwięków. Cisza. Powtarzam, ale znowu się nie udaje. Kolejny raz. Błąd za błędem. W głowie pustka, nie ma nic poza pustką. Komisja prosi, żebym opuściła salę.

Dziesięć lat później fortepian wciąż mi towarzyszy, ale już nie na szkolnej scenie.

— Wiesz, słyszałam, że jeszcze żadna kobieta z Polski nie odwiedziła wszystkich krajów świata — jadąc pociągiem cichutko mówię przez telefon i uśmiecham się do własnych myśli. Najbardziej nieprawdopodobne pomysły dają największą motywację do działania.

Pierwsze podróżnicze doświadczenia mam za sobą: jechałam najszybszym rollercoasterem na świecie, radziłam sobie w komunikacji w tureckim szpitalu bez znajomości języka, sprawdziłam czy Nowy Jork nigdy nie zasypia. Wyjechałam na Erasmusa i zostałam wolontariuszką. Dowiedziałam się, kim był Olivier Messiaen i opowiadałam jego historię na polsko-niemieckim pograniczu.

A jednak chciałoby się odwiedzić kolejny kraj. Poznać ludzi, przeżyć przygodę, być częścią podróżniczej społeczności. Czasami jest to trudne, z wielu powodów. Ale próbuje się dalej. I droga daje poczucie sensu.

Mój plan jest prosty: odwiedzić miasta, gdzie znajdę publiczne instrumenty — pianina lub fortepiany. Muzyka doskonale pozwala pokonać własne ograniczenia, stres oraz lęk. Jest językiem, którym można komunikować się w każdym kraju. Przechodniowi na dworcu kolejowym może poprawić nastrój przed nadchodzącą podróżą. Wyrwie z codziennego pośpiechu, da oddech. Dla mnie granie w podróży to budowanie odporności w sposób naturalny i piękny, to akceptacja pomyłek i przyjemne dążenie do rozwoju. Dlatego chcę wyruszyć w taką trasę, z walizką pełną nut.

Ta podróż pozwala nawiązać kontakt z ludźmi. Nie chcę być tylko biernym odbiorcą pocztówkowych widoków, chciałabym podzielić się swoją muzyką, być może nie zawsze perfekcyjnie wykonaną, ale to nie znaczy że bezwartościową.

Publiczne granie dostarcza radości i motywuje do dalszej nauki. Granie w obcym miejscu wymaga pełnej obecności - koncentracji na dźwięku, otoczeniu, własnym ciele i emocjach. To praktyka uważności, gdzie każdy ruch i gest ma znaczenie. Muzyk-podróżnik pozostawia po sobie ślad. Nie ogranicza się tylko do sal koncertowych. Instrumenty publiczne są dostępne dla każdego, jest więc otwarty na wspólne muzykowanie.

Z historii wiemy, że muzycy od zawsze podróżowali. Dziś, z biletem Interrail, jest to znacznie prostsze.

Podróż we mnie już się zaczęła, ale pojadę dalej — andante ma non troppo. Powoli, nie zatrzymując się.

Mikrowyprawa: „Morskie dźwięki”

Fryderyk Chopin, walcząc z gruźlicą, szukał ukojenia nad polskim Bałtykiem. Claude Debussy czerpał natchnienie z francuskiego wybrzeża Normandii, co zaowocowało słynnym dziełem La Mer. Richard Wagner wypoczywał nad niemieckim Bałtykiem, odnajdując tam spokój i siłę do tworzenia. Z kolei Benjamin Britten spędzał czas na angielskim wybrzeżu Suffolk. Dla tych muzyków morze było czymś więcej niż tylko miejscem wypoczynku – było źródłem twórczej energii.

Myślę o tym podczas mojego spaceru. Kilkanaście tysięcy kroków dziennie pozwala mi zachować dobre zdrowie. Lubię polskie morze. W 2024 roku PKP Intercity przewiozło 23, 2 mln pasażerów w okresie letnim, a wśród najpopularniejszych kierunków znalazły się nadmorskie kurorty. Obserwuję ruch na promenadzie i wiem, że w te wakacje wielu turystów też wybrało Bałtyk.

Debussy pisał: „Morze jest najpiękniejszym dźwiękiem, jaki słyszałem. I jedynym, który nie wymaga zakończenia.”

Richard Wagner w liście z 1860 roku notował, że nad Bałtykiem „myśli układają się same, bez wysiłku. Wystarczy patrzeć.”

Benjamin Britten wspominał, że morze daje „dźwięk bez wymagań”, a Suffolk było dla niego „miejscem, które ucisza umysł”

Wypoczynek w takim ujęciu nie jest eskapizmem. Nie chodzi w nim o ucieczkę od siebie, ale o powrót – do siebie. O spotkanie z myślami, które są zagłuszane, z emocjami, które trudno wyrazić, i z tęsknotą, której nie da się zaspokoić smartfonową dopaminą.

Odkąd mieszkam w Ustce, nad morzem jestem niemal codziennie. Wsłuchuję się w dźwięk fal i doświadczam oczyszczającej umysł mocy żywiołu. Dzisiejsza wyprawa ma konkretny cel, zmierzam do pomnika Chopina. Słyszałam, że powstała tam właśnie “Strefa wolnego artysty”. Myślę jak pięknie byłoby rozpocząć podróż właśnie tam, w miejscu tak mi bliskim.

Wracam pewniejszym krokiem, morze rytmicznie uderza o brzeg, chciałabym móc opisać ten rytm, ale wymyka się on muzycznej notacji. Oddalam się, a dźwięk słabnie, aż wreszcie staje się tylko przyjemnym wspomnieniem minionej chwili.

Plan podróży